Przepis na lekcję z Quizlet, SimpleMind i Flipgrid

przez Redakcja

Według Małgorzaty Zientek, nauczycielki angielskiego, pedagog powinien być dydaktykiem (umieć przekazywać wiedzę), mentorem (naprowadzać na właściwe tory) i trochę kumplem (dostosowywać się do młodzieży). W XXI wieku nauczyciel nie jest w stanie iść przed uczniami, bo ci są za szybcy. Musi robić swoje, ale w kreatywny i angażujący sposób.

malgorzata_zientek

Małgorzata Zientek

Nauczycielka języka angielskiego

Małgosiu, jak wygląda prowadzona przez Ciebie lekcja?

Weźmy na tapetę lekcję angielskiego w siódmej klasie, temat: pogoda. Ponieważ bardzo duży nacisk kładę na to, by uczniowie mówili, iPad ma nie tylko służyć do klikania i przesuwania palcem. Po małej powtórce słownictwa poprosiłam zatem uczniów o wyszukanie filmiku na YouTube, zapowiadającego prognozę pogody, który byli w stanie zrozumieć. Następnie ich zadaniem było napisanie krótkiej notatki ze słuchu i przekazanie jej drugiej grupie uczniów. W kolejnym kroku w 2-osobowych zespołach treść notatki przygotowali w formie multimedialnej. Ci bardziej odważni nagrali wideo, a później w iMovie odpowiednio przerobili materiał, wstawili mapę, ścieżkę dźwiękową i emotki. Ci, którzy nie chcieli pokazywać swojej twarzy, nagrali wyłącznie dźwięk. Wszystkie te „zabawkowe” aplikacje nie tylko nie nudzą uczniów, a wręcz sprawiają, że są oni aktywni.

Tak samo pracujesz z maturzystami?

Na pewno przykładam równie dużą wagę do mówienia. To charakteryzuje moją codzienną pracę. Bez znaczenia, czy odbywa się ona stacjonarnie w szkole, czy zdalnie, to od lat korzystam z aplikacji Flipgrid. Maturzyści dostają ode mnie arkusz z matury ustnej z poleceniem: przygotuj wypowiedź argumentacyjną na poniższy temat i nagrywają krótką 5-, 10-minutową wypowiedź. Gdy nagranie trafia do mnie, daję im lajka lub emotkę, nagrywam notatkę o tym, co było dobrze, a co wymaga poprawy i wówczas maturzysta może wrócić do swojego nagrania.

Czy uczniowie nie przeszkadzają sobie nawzajem? Jak to wygląda?

Klasy w Prywatnych Szkołach im. Leonarda Piwoniego w Szczecinie, gdzie uczę, liczą od 5 do 15 osób. Jeżeli jesteśmy w sali, młodzież dzieli się na pary, szuka „wolnego kąta” lub wychodzi na korytarz, a ja widzę ich przez otwarte drzwi. Gdy jedna osoba „występuje przed kamerą”, druga nagrywa. Proszę mi wierzyć, że wszystko można zrobić z uczniami interaktywnie, nawet arkusze maturalne!

Ale tak nie wyglądały Twoje początki jako nauczycielki, prawda?

Pedagogiem jestem od 2004 roku, ale z urządzeniem iPad pracuję od 2010. Do „Piwoniego” przeniosłam się ze szkoły państwowej. Wtedy diametralnie zmienił się mój styl nauczania – mniejsza szkoła, mniejsza liczebność klas, zupełnie inne warunki pracy, jeżeli chodzi o sprzęt dydaktyczny. Pierwsze próby pracy z urządzeniami iPad to był dla mnie okres, który nazywam „oswajaniem” – z jednej strony obawa, z drugiej duża ciekawość. Zaczęłam wówczas czytać w sieci o nowoczesnej edukacji, na angielskich lub amerykańskich stronach, a moja ciekawość rosła. Wtedy w Polsce nie było innej szkoły, która wdrażałabym nauczanie z technologią, ale mieliśmy sporo szkoleń z obszaru Apple dla edukacji. Moje „oswajanie” trwało 3 miesiące. Natomiast bardzo szybko technologię rozgryźli moi uczniowie i byli dla mnie dużą pomocą. Jak nie wiedziałam jak coś zrobić, to nie odpuszczałam, tylko się ich radziłam.

Jak jest teraz?

Teraz czuję się swobodnie. Na przykład klasa siódma ma dodatkową godzinę języka angielskiego, ale bez zagadnień gramatycznych, samo słownictwo. To wiedza o kulturze, czyli w skrócie WOK. Jak to wygląda? Najpierw jest moje wprowadzenie do lekcji o Londynie, które trwa 5-10 min., ale nie w formie wykładu, tylko prezentacji z charakterystycznymi zdjęciami i hasłami. Później chwilę rozmawiamy. Następnie dostają ode mnie mapę myśli przygotowaną wcześniej w domu w aplikacji SimpleMind. Są to wskazówki typu: jestem nauczycielką-turystką, chcę zwiedzić Londyn, mam psa, nie jem mięsa, chcę zatrzymać się blisko centrum. Uczniowie dzielą się na 3-osobowe grupy i zadaniem każdej z nich jest przygotowanie planu wycieczki do Londynu zgodnej z moimi wytycznymi. Określam budżet i liczbę uczestników wyprawy, a uczniowie już sami w określonej przez siebie aplikacji (m.in.: Keynote, SimpleMind, iMovie, Pages, iBooks) opracowują realny plan. Ponieważ jest to lekcja z wiedzy o kulturze, to przygotowywane dane muszą być prawdziwe. Uczniowie sprawdzają zatem wszystko – ceny biletów lotniczych, odległość od lotniska, ceny pokoju w wybranym hotelu, menu, możliwość podróży z psem etc. Niczego im nie narzucam – efekt finalny zależy od ich kreatywności.

To takie życiowe zadanie, uczące nie tylko języka, ale i zaradności.

Bardzo życiowe. Jedyne czego unikam w procesie uczenia, to pójście na łatwiznę. Oczywiście mogłabym włączyć filmik o Londynie, ale nie robię tego, bo uważam, że im więcej informacji uczeń sprawdzi samodzielnie, tym więcej w jego głowie zostanie. A im po prostu się chce – przypinają pinezki w Google Maps, dołączają wirtualne spacery, podkładają własną ścieżkę dźwiękową. Po ustalonym czasie grupy prezentują po angielsku swoje prace.

Co, jeśli brakuje im słownictwa?

Przede wszystkim mają zakaz korzystania na moich zajęciach z translatora. Każdy z uczniów na swoim urządzeniu iPad ma zainstalowane słowniki polsko-angielski i angielsko-polski, zawsze mogą zapytać najmocniejszych językowo kolegów z klasy, a w ostateczności mnie. To na czym mi zależy, to żeby faktycznie uczniowie przyswajali słownictwo, w tempie średnio 30 wyrazów tygodniowo. Do tego używamy aplikacji Quizlet do robienia fiszek. U mnie nie ma testów, ale sprawdzam znajomość słów, prosząc o przetłumaczenie 5 zdań ze słownictwem, które poznali. Do tego świetnie sprawdza się aplikacja Classroom, w której widzę urządzenia wszystkich uczniów – całość zajmuje 10 min.

Jak to nie ma testów? W polskiej szkole?

Tradycyjnych testów kończących unit nie ma. Mamy za to test sprawdzający wiedzę semestralną w formie egzaminu z certyfikatu językowego. To znaczy, że uczniowie nie są przeciążeni testami. Wystarczy, że robimy powtórzenia, które odbywają się zawsze w grupach i nigdy w ławkach. Na końcu mojej klasy stoją kanapa i fotele, a na podłoże leżą duże, piankowe puzzle. Proszę, by uczniowie wyszli z ławek, podzielili się na grupy i swobodnie powtarzali materiał za pomocą Genially, Wordwalle czy gramatycznego escape roomu. Ja przechadzam się między nimi, słucham i sprawdzam. A wyniki są bardzo dobre. Młodzież nie ma bariery językowej (feedback od rodziców), zaangażowanie jest na wysokim poziomie. Moi tegoroczni maturzyści średnio uzyskali wynik 95% na poziomie rozszerzonym, a ósmoklasiści byli jeszcze lepsi.

Rozumiem, że papierowych podręczników i zeszytów ćwiczeń też nie ma?

Oczywiście korzystamy z podręcznika w formie cyfrowej, papierowego nie mamy. Nie wymagam zeszytu, nie tracimy czasu na zapisywanie lesson, topic. Zamiast tego mamy krótką pogadankę o tym, jak się czują, co robili w weekend, jaki fajny film ostatnio oglądali na Netflixie – to mała rozgrzewka po angielsku. Podręcznik natomiast jest dla mnie tylko bazą – jeśli mamy do przerobienia np. okresy warunkowe (nudny temat gramatyczny) – na pewno wykorzystam wszelkie możliwe aplikacje czy strony, które pozwolą na powtórkę, ale w interaktywnej formie! Papier pojawia się na zajęciach stacjonarnych do pisania rozprawek maturalnych, by przećwiczyć rozłożenie pracy na papierze i spełnić kryteria egzaminacyjne.

Małgosiu, Twoje know how na pracę z klasą dwujęzyczną?

W klasie dwujęzycznej raz w tygodniu prowadzę wiedzę o kulturze. Mając całkowitą swobodę w nauczaniu tego przedmiotu, założyłam sobie, że będziemy omawiać bieżące wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych i Anglii. Do tych zajęć uczniowie muszą się wcześniej przygotować, oglądając stacje BBC lub CNN, czytając online amerykański dziennik The New York Times lub brytyjski The Guardian. Nawet słabszy uczeń poradzi sobie dzięki funkcji czytania przez iPad – może sobie tyle razy odsłuchać, ile potrzebuje. Gdy wszyscy są gotowi, przystępujemy do debatowania. Sukces dydaktyczny gwarantowany, szczególnie z nośnym tematem, np. co leży u podstaw sukcesu Netflixa.

Co według Ciebie jest najważniejsze w pracy nauczyciela?

Zdecydowanie dobry kontakt z uczniami. Przykład z życia – w szkołach im. Piwoniego pracuję od 2008 r. Do teraz uczniowie z tego rocznika kontaktują się ze mną za pomocą Messengera, wpadają na kawę na długiej przerwie, pokazują zdjęcia dzieci. Kończą szkołę, ale nie zapominają. Bywa, że otrzymuję zaproszenie na wesele od byłego ucznia lub słyszę: „dzięki Pani skończyłem filologię angielską”. Lata lecą, sympatia pozostaje. To dla mnie niezwykle ważne.

Dziękuję za inspirujący wywiad.
Patrycja Sawiuk

Od redakcji: Szkoły prywatne im. Leonarda Piwoniego od kilku lat ściśle współpracują z iSpot w ramach wdrożeń rozwiązań Apple i szkoleń dla kadry nauczycielskiej oraz uczniów szkoły podstawowej i liceum.

Sprawdź także